Ale wracając do samych zajęć. Szłam na nie przerażona, przecież nie ćwiczyłam od bardzo dawna, poza tym nie wiedziałam jak się zachowa moje dziecko i moje ciśnienie (czy bardzo podskoczy). Przerażenie sięgnęło zenitu, gdy okazało się, że będę jedyną uczestniczką. Na szczęście instruktorka okazała się sympatyczną osobą (mamą 4 tygodniowego malucha). Same zajęcia to był po prostu pilates, a dziecko leżało na macie obok i się nudziło niestety. Trochę inaczej wyobrażałam sobie takie zajęcia, myślałam, że dziecko będzie również w nich uczestniczyło. Może gdyby było więcej osób (i dzieci) to Bartuś byłby bardziej zaciekawiony tym co się dzieje na około. Plusem jest to, że usnął dzisiaj już o 19:00, taki był wymęczony.
Pierwszy raz byłam na zajęciach z pilatesu i w przeciwieństwie do jogi bardzo mi się spodobały i zamierzam je kontynuować, ale już sama i w innym miejscu. Jednak lepiej dziecko na ten czas zostawić w domu (to korzyść dla mamy i dla dziecka).
Tak więc nadal będę poszukiwać fajnych zajęć spalających tłuszcz, połączę je z cardio na siłowni i może z basenem. Postaram się też lepiej odżywiać (szukać produktów lepszej jakości, świeżych warzyw i owoców), bo to równie ważne co aktywność fizyczna. Oczywiście spacery są na stałe wpisane w nasz rozkład dnia i to się nie zmieni.
Mam nadzieję, że zapał mi nie minie i że już wkrótce będę musiała wymienić garderobę na parę rozmiarów mniejszą.Trzymajcie kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz